sobota, 16 marca 2013

Rodział 1 : Może pijak, może gwałciciel ale człowiek

Stała w miejscu, nie wiedziała co robić. Czy uciekać dalej czy spróbować pomóc. Każda setna sekundy wlokła się jak godzina. Mężczyzna dalej sie nie ruszał, nie dawał żadnego,choćby najmniejszego, znaku życia. Może potrzebował pomocy, może mogła go jeszcze uratować.Ale czy chciała? I czy miała na tyle siły? Nagle gdzieś z daleka zobaczyła światło latarki  i głośne nawoływania. Jej na pewno nikt nie szukał. Kiedy przyszła ta myśl przez jej głowę aż parsknęła ironicznym śmiechem  na głos. Śmieszne, szukać,przejmować się gdzie ona jest o drugiej w nocy, kto by niby miał to robić? Upita matka czy upity ojciec,którzy w tym momencie byli zajęci swoim życiowym powołaniem - piciem? Światło latarki było widać coraz bliżej, podjęła decyzję. Zaczęła uciekać, z głowy spadła jej gdzieś do trawy, na drutach wydziergana przez ciotkę czapka. Zatrzymała się, może nakrycie głowy nie było najpiękniejsze ani markowe ale wiedziała jak dużo ciocia musiała włożyć pracy i serca aby zrobić to dla niej. Zbyt dużo znaczyły dla niej jakiekolwiek oznaki miłości,oddania aby mogła pozostawiać je bez próby odzyskania.
Nie była to jednak dobra decyzja, za nim znalazła czapkę po ciemku, tajemniczy człowiek zauważył już, może martwe, ciało na ziemi. Kiedy sprawdził  puls, najpierw chwilę trzymał mężczyzn za rękę cicho łkając.Później krzyknął najgłośniej jak umiał: DLACZEGO BOŻE?!
Anne znów zatrzymało. Nie mogła zrobić ruchu, kręciło jej się w głowie, w uszach szumiało. Zabiła człowieka, ZABIŁA CZŁOWIEKA! Zawsze z taką pogardą myślała o tym, że jej ojciec czasem kradnie aby mieć na wódkę a on zabiła. Może i w samoobronie, ale ... to jest, właściwie był człowiek. Może pijak, może zboczeniec, może gwałciciel ale człowiek. Sama zaczęła cicho łkać. Wtedy klęczący przy zmarłym ciele mężczyzna szybko się obrócił wypatrując skąd napłynęło do jego uszu dźwięk. Wziął latarkę do ręki i zaczął, świecić po krzakach, zaroślach w okół. Anna szybko wyciągnęła wreszcie znalezioną czapkę z trawy, włożyła ją na głowę i odwróciła się aby odbiec jak najszybciej. Jednak na parę sekund jej i nieznajomego mężczyzny oczy spotkały się. Potem już tylko biegła, przed siebie, w całkiem nie znanym kierunku. Oczy miała pełne łez, praktycznie nic nie widziała. Myślała o tym, że jest zabójcą. Jest i już zawsze, do końca życia nim będzie. Właśnie, do końca życia. Może lepiej już je skończyć? Od początku nie kochana, wiedziała, że była ogromną wpadką. Nie była nawet pewna czy jej ojciec na pewno nim był, wychowywała się sama. Musiała znajdować swoje ścieżki bez pomocy nikogo, koleżanek a tym bardziej rodziców. Wiedziała, że nikomu na świecie nie zależy na jej życiu, no może poza ciocią ale nawet ona jakoś sie pocieszy po jej odejściu z tego świata.Ile osób przyszło by na pogrzeb parę,kilkanaście?
Nagle stanęła, zrozumiała że od dawna nikt jej nie gonił. Nie była pewna czy ów nieznajomy człowiek w ogóle zaczął.
Rozejrzała się, w około.
Znajdowała się w miejscu nie dotkniętym ludzką ręką, dobrą czy złą. Wszedzie w okół niej były drzewa, które były wysokie nawet na pięć metrów. Była wyczerpana coraz bardziej, nogi nie miały już siły iść przed siebie. MP3 wyładowała się już jakiś czas temu. Dziewczyna była wykończona lecz z uporem maniaka wciąż szła przed siebie. Właściwie nie wiedziała gdzie idzie, w jakim kierunku, gdzie jest teraz. Jednak jedno już wiedziała, jednego była pewna do domu już nie wróci.

Miała przy sobie swoje całe oszczędności, które zbierała aby kiedyś wyrwać się z tego całego koszmaru, nosiła je zawsze przy sobie, nauczona po tym jak ojciec sprzedał jej conversy aby mieć na wódkę. Wyjęła pieniądze z kieszeni w kurtce. Nie musiała ich liczyć, robiła to codziennie, myślac o lepszym życiu, w lepszym, ciekawszym otoczeniu. Miejscem, które było dla niej swego rodzajem idealnym snem, marzeniem, niebem, był Londyn.Pani od Angielskiego w szkole zawsze mówiła o nim z takim ogromnym podnieceniem, który się udzielał. Od pewnego czasu to był jej cel w życiu, z angielskiego miała same piątki i szóstki choć nie chodziła na żadne zajęcia dodatkowe. Rozumiała już normalnie filmy, ksiązki bez dubbingu czy napisów. Czuła, że była gotowa na spełnianie wreszcie marzeń.
  Choć szła już tak długo, myślała trzeźwo. Mając przy sobie sześćset złotych wiedziała, że spokojnie dojedzie do najbliższego lotniska, który znajodowało się w Gdańsku
i kupi bilet do ukochanego miasta.
Szła jeszcze długo, kiedy słońce zaczęło już wschodzić a ona omdlewać las zaczął się kończyć. Wyszła z niego wprost na łąkę. Rosa pięknie skroplona na skoszonej trawie, błyszczała w wstającym słońcu. Z daleka było widać autostradę, o tej porze aut było nie wiele, prawie żadnych, nie mówiąc już o publicznych środkach transportu. Jednak kiedy wreszcie doszła do przystanku autobusowego, i sprawdziła, że jakikolwiek autokar autokar w stronę Gdańska  odjeżdż
a o godzinie piątej trzydzieści. Patrząc na słońca uznała, że jest koło czwartej. Nie miała siły na nic, na łapanie stopa na pewno,położyła się na ławce na przystanku i usnęła.

Obudził ją deszcze,który dostawał się
pod przystanek przez wybitą w szklanym dachu przez jakiegoś chuligana dziurę. Już chciała w myślach zwyzywać go jednak przypomniały jej się wydarzenia z wczoraj. Była gorsza niż oni. Czuła, że zawsze będzie miała do siebie wstręt, że nigdy nie będzie czuła się czysta...
______________________________________________________
Jak zawsze wszystkie komentarze, dobre czy złe POSZUKIWANE :)
Myśłicie, że przejdzie? Zapraszam do dodania do obserwowanych :)